685

Jan Ptaszon Wrablewski, gminny masarnik, utoczył najdłuższą kiełbasę na świecie, która sięgała od granic gminy, do Zalesia, a może jeszcze dalej, albo dalej, niż jeszcze dalej.
Jan postanowił, że zwiedzi kiełbasę, od krańca, do krańca, więc na nogi założył solidne buty, na nos okulary podziwiacze, a po kieszeniach olbrzymie ilości paczek papierosów i drobne na ewentualny zakup lodów i zapiekanek.
Na początku swej drogi, której przeznaczeniem miał być podziw, Jan Ptaszon Wrablewski,, spotkał Walerego Kosibę, gminnego mędrca, o rozumie ponad gminnym, który do Jana odezwał się w te słowa
-Każda, nawet najdłuższa kiełbasa na świecie, ma dwa końce.
Kosiba przekazał Janowi Ptaszonowi te jedną, jedyną mądrość, odwrócił swe mędrcze ciało i wolnym krokiem udał się do swego źródła istnienia, chowając ciało swe za pagórkami, to znów pojawiając się na piaszczystej drodze, by zniknąć za horyzontem.
Pan Wrablewski, gminny masarnik, pozostał sam, a okrutna prawda ciążyła mu niezmiernie. Niby wiedział co prawda, że gmina kończy się gdzieś, a Zalesie, jak Polesie, po prostu czar.
To nie Polesie, to głos się niesie, od krańca gminy, po imieniny, Jana masarniczego pana.
Oj, prawdę, oj prawdę rzekł mi ten Kosiba i po cóż mi te solidne buty, okulary podziwiacze, po cóż mi pieniądze po kieszeniach, oj po co, gdy skończoność, tak w nieskończoność, obrodzi i zasieje.