Opowiadania:
Z nieba, z nieznieba, zkądś, a właściwie z tamtąd spadł na nas chory Potter, tak chory jak świat cały, tak chory jak ja. Spadł z hukiem, aż mu buty zleciały z nóg, kapelusz z głowy, a okulary stłukły się o bruk uliczny.
Ślepy Potter, bez butów, z odkrytą głową, zaczął wywijać na lewo i prawo laseczką, aż tramwaje stanęły dęba na ulicach, a ludziska zamarły w bezruchu i z tego tez powodu karetki pogotowia zapuściły swe spalinowe silniki, bo doszły do wniosku, że miały do czynienia z chorym, a jak chory to trzeba go rozwieść.
Rozwoziły Pottera wszędzie, na wszystkie strony świata, do każdej mysiej nory, do każdego zakamarka w mózgu człowieczym i zwierzęcym, nawet na półeczkę Zosi. Ja też jestem chory, chory jest również Andrzej E. i nigdy nie zgłosiła się po nas żadna karetka pogotowia, ani zając, który na swym kościstym grzbiecie nieprzemieściłby nas do skraju domostw.