Prywatny krasnal pana Jeziurstrackiego
poprawił krawat, obciągnął marynarkę, wysupłał zawiasy i grzebykiem
przeczesał bujną, krasnalczą fryzurę. Przez swą elegancką marynarkę
wbił w swe lutkowe plecy potętrzną agrawę, aż popłynęła krew grupy
0.
Krasnal pana Jeziurstrackiego, linami o dziwnej konstrukcji, zapętlonymi
o wielokrążki i wielodłużnice, podciągnął się do butonierki swego pana,
by wygimnastykowymi dłońmi oraz przed i zaramionami, tyłem, przypiąć się
agrawą do klapy marynarki Jeziurstrackiego, nazwanej przez niego ukochaną
butonierą.
Krasnal pomrukiwał i podwywał z bólu i niewygody, podczas tych zamaszystych
czynności i ogromnego wysiłku.
Pan Jeziurstracki stał po środku sali kolumnowej, wśród innych notabli
wojewódzkiego miasta średniej wielkości, a klapę jego wykwintnej, wełnopodobnej
marynarki ozdabiała piękna, kolorowa brosza. Rozdymał się, a wyginał, kłapczył
na całą salę, aż echo odbijając się od kolumn, zamalowywało plafon, w wojewódzkie
barwy i motywy. Pan Jeziurstracki stał dumny i różowy wśród innych czynników
ludzkich, kolumn i posadzek woskiem smarowanych.
-Jeziurku złotko ty moje, rusza ci się klapa w marynarce i coś małego piszczy
ci w butonierce. Coś w czerwonym garniturku, z długą białą brodą.
-To co tak mi piszczy i drga, to jest moja inność i wyższość nad wami,
drodzy notable i moje drogie notablice, okrągłe i pulchne nadwszechmiar
i bezmiar okiana. Odparł dumnie pan Jeziurstracki i mocniej pośrodczył
się wśród notabli i notablic, zebranych w sali kolumnowej.
A krasnal? Cóż, przestał piszczeć i wyginać się z bólu, bo się zmęczył
okrutnie i zasnął stłamszony, przypięty na wysokości metra sześćdziesięciu,
co dla niego było, było, niczym taterniczy wiatr i kozica pogryziona przez
rosomaka.
Mój i twój krasnal posiada fajkę palną, buty świeżo od szewca i podręczny
naleśnik, do spożycia w każdej chwili. Nasze krasnale są wolnymi krasnalami.
|