Ongiś, wraz z Katowicami, kijkiem
przydrożnym i Olesiem, tym od Michły, bawiłem się w chowanego, na przy
ogrodowym podwórzu. Katowice, wraz z całą aglomeracją i infrastrukturą
szukało kryjówek mało uczciwych i wybierało niecne rozwiązania kryjówcze.
Podczas krycia, zmuszony byłem zwykle rozwierać palce, by dojrzeć w
jakim kierunku udają się i jakie niegodne plany rodzą się w tym potężnym
organizmie.
Stałem naprzeciw ceglanego muru, odwrócony plecami do uczestników zabawy,
twarz zasłaniałem dłońmi, palce rozsuwałem obserwując tego najmniej pokornego
zabawowicza i dawałem na cały głos
-Katowice, Katowice, ja was vice!
Katowice kładły uszy po sobie, czerwieniały na całą aglomerację, pokornie
rezygnowały z niecnej chowanki i grzecznie skrywały się pod papą, w piwnicy,
lub w mokrej deszczówce.
Kijek przydrożny, zazwyczaj hyc hyc i już go nie było. Skrywał się, albo
w ognisku na zawsze, lub gwoździem łączył się z pędzącym tramwajem i tyle
go widziałem. Podobno widywano go na pętli i to na niedługo.
Taka to już moja gra w chowanego, weźmy na przykład Olesia od Michły, ten
to ci miał taki wzrok, tak patrzył na mnie, że albo ja, albo on. Potrafił
schować siebie, lub mnie w tym olesiowym wzroku i szukaj wiatru w polu,
choć wiemy, że wieje. Na placu pozostawał olesiowy wzrok i ani uwidzisz
Olesia, ani mnie, jeno to wszechpotężne patrzenie takie, że Katowice oraz
kijek przydrożny zgłupiewują nawszechmiar. Głupieją, głupieją, aż wygłupiewają
się do końca.
Trudno jest bawić się w chowanego, a szczególnie w Stary Niedźwiedź Mocno
Śpi, bo jesienią poprzedniego roku, po skończonej zabawie, po dzieciach
pozostały cztery kości i dwie wątroby.
W co się bawić?
|