Opowiadanie powstało na kanwie powszechnie znanego i popularnego komiksu Pan Tadzio-.
Zarys plaży, morze sięgające horyzontu, na którym to horyzoncie siedzi okrakiem ponad wymiarowy Pan Tadzio. Siedzi i milczy. Siedzi i nawet nie poruszy się, jakby wycięty z tektury. Może i wycięty, tego nie wiemy, bo jest daleko, hen, na samym horyzoncie, choć duży i milczący.
Pana Tadzia znamy z poprzednich edycji zeszytów komiksowych i wiemy dokładnie, że nic o nim nie wiemy, i niezmiernie trudny jest do opowiedzenia, a od teraz, oglądamy go na horyzoncie, więc na tyle daleko, że nie potrafimy stwierdzić, czy jest trójwymiarowy, czy tekturowy.
My, szeroka plaża, rozległe morze i na horyzoncie olbrzymi, nieruchomy
Pan Tadzio, siedzący okrakiem na linii styku morza i gładkiego jak decha,
nieba. Na niebie, w wieloramiennej gwieździe pojawia się olbrzymi napis
-PLUMM-PLUMM... Pan Tadzio osuwa się w głąb morza i w uszach pozostaje
nam podźwięk huku, sterylny krajobraz, gładkie niebo, linia horyzontu,
spokój morza, nienaruszona plaża i my nieruchomi, zamarli, zapatrzeni w
dal, gdzie jeszcze niedawno widzieliśmy Pana Tadzia.
Rysunek ostatni. Puste dno naszego oka z odbiciem nic. Dno oka jest blisko
mózgu, który też jest pusty niewidokiem i niewiedzą Pana Tadzia.