Opowiadania:

Rozpędzony niedźwiedź uczynił wielkie szkody w grzybostanie, runie jagodzianym i jagodowym, wśród myszy leśnych, wygrzewających się w cieniu drzew iglastych oraz wśród traw podśćiółkowych i nadkładczych. Rozpędzony niedźwiedź futrem swym grubiańskim poodrywał korę z drzew i żaglówek leśnych. Pędzący niedźwiedź, niedźwiedzie nogi, zwane łapami zwierzęcymi odrywał od podłoża, by je w pędzie dorywać za chwilę do dna lasu, a łapami górnymi, wyrosłymi z ramion zakreślał ogrom leśny, dookoła, dookoła, do przodu, ku utrapieniu gałęzi oraz listków złotych i motyli państwowych. Pędząc ryczał na całe swe zwierzęce gardło, a ryczał głośno, głośniej niż szum wiatru wśród kniei, krzyk myszy leśnych i pogłos kolegi.
Pędzi, gna, brzuch jego pełen kości przykrytych ciałem i tego co pod nim oraz skór dziecięcych. Wszystko w kompletnym bezładzie i kitwochu zalega kiszki niedźwiedzie.
Pędzi niedźwiedź przez las. Ucieka od siebie i swych myśli. Ryk rozpaczy i winy tak ciężki jak włochate futro, jak łeb niedźwiedzi wypełniony mózgiem zrozpaczonym, a ciężkim przewinieniem i żalem przeogromnym.
Pędzi przez las, by uciec najdalej od słów, które zaplątały się między kłakami usznymi i ranią delikatna duszę niedźwiedzią.

Jak się zbudzi to nas zje, jak się zbudzi to nas zje. My się go boimy, my się go boimy. Jak się zbudzi to nas zje, jak się zbudzi to nas zje.

Pędzi niedźwiedź przez las, by uciec najdalej, by nie stanąć w miejscu, bo jak stanie, to depresja dopadnie go i żal wielki, a tabletki na depresję zostały w jamie, pod siennikiem.