Opowiadania:

Pan Maciuś zwany Gwiazdeczką był typem odrażającym.
Nosił się arogancko, kwadratowo, w nie skoordynowane barwy, bo mamusia nigdy nie zaprowadziła go na wernisaż malarstwa, gdzie wystawiali swe prace powściągliwi malarze.
Pan Gwiazdeczka Maciuś, by ukryć ryżość swych włosów ubierał trawiaste marynarki i fioletowe spodnie na każdą porę roku. Maciuś dorobił się na okradaniu kurników z pożywienia, który to pokarm przehandlowywał w wytwórniach wędlin. Wędliny zamieniał na stal zbrojeniową, zbrojenia z tej stali sprzedawał wojsku. Wojsko wynajmował do tłumienia rebelii, rebelię wykorzystywał do swych niecnych, niskich i prywatnych celów.
Wciąż ryży w zielonej marynarce i fioletowych spodniach szedł na przód klocem swej osobowości bez zatrzymania niczym terminator. Poznał salony, które powstają wciąż jak grzyby po deszczu, aluminiowe lokale tworzone na prędce, szeleszczące dresy firmy Opus i najbardziej zielone marynarki od Lucasa.
Poznawał, poznawał, bo wreszcie miał na to pieniądze i własne przyzwolenie. Poznawał, przebierał, walczył twardą swą kością, rozsuwał na boki, płaszczył... aż do momentu,... gdy na Dworcu Centralnym poznał nieogolonego schizofrenika co miał niezłe gadane i rzeczywiście zagadał Maciusia Gwiazdeczkę na amen. Pochylił się do jego ucha i długo coś tłumaczył, a tamten tylko kiwał głową i kiwał.
Co tu dużo mówić, po tej rozmowie pan Maciuś nie namyślając się długo rebelię przekazał wojsku, które to zrobiło z nią porządek. Natomiast od wojska odkupił zbrojenia, które zintegrował z powrotem ze stalą i oddał masarniom za wędliny, te z kolei znalazły się w kurnikach jako jadło dla kur, za co dostał jedną złotówkę od kurnikowego.
Złotówkę tę wrzucił biednemu nieogolonemu schizofrenikowi do puszki, a ten uśmiechnął się do Maciusia i protekcjonalnie kiwnął głową.

Oprócz kloca i łba Gwiazdeczko trzeba mieć też inny łeb, ale ty chyba tego nigdy nie doczekasz i nie pojmiesz o co nam chodzi.