Opowiadania:
Na wioskę z aspiracjami do
osady i prężnymi władzami na ichnim szczeblu, to znaczy panami: Wojciechem
Maciorką - sołtysem i jego sekretarzem Mas Masłowskim, rezolutnym blondasem,
w godzinach południowych, gdy jedni byli w polu, inni w obejściu przy pracach
regionalnych, jeszcze inni na przystanku autobusowym, czyli pod wiatą, spadła
z nieba Kasza Manna.
Ani zagotowana, ani usmażona ze skwarkami, co byłoby niewątpliwą frajdą
rozdziawionych i głodnych wieśniaczych gęb. Spadła kasza sypka, taka prosto
z worków.
Niebo musiało przygotować kilka wagonów tychże, gdyż kasza przykryła całą
osadę do kolan wieśniaczych. Bydło rogate przykryła do połowy, natomiast
świnie i prosiaki w całości, nie mówiąc o populacji kurzej i gęsiej.
Wioskę spotkała klęska nie zanotowana jeszcze nigdy w archiwach gminnych
i powiatowych.
Zwołano zebranie któremu przewodniczył sołtys Maciorka i sekretarzował rezolutny
blondas pan Masłowski, stanu wolnego. Na zebraniu zjawiła się Ola zwana
Wielopola, Rolnik Jan, Okruch Człowieczy, Mastiff Wioskowy, Chłop z Chłopa
dzielny w polu, oraz Kaczan głupek wioskowy i maskotka wszystkich zebrań.
Na tym kończy się moje opowiadanie, gdyż nie mam konceptu jak rozwiązać
ten nietuzinkowy problem. Jeżeli przyjdzie Ci cos do głowy, to zadzwoń do
mnie. Numer mego telefonu znajdziesz w książce telefonicznej.