Opowiadania:

Otworzył drzwi kawiarniane, rozejrzał się dookoła szukając wolnego stolika wzrokiem niebieskim i posuwistym. Znalazł miejsce w zacisznym i rozkosznym rogu uroczego lokaliku, więc płaszcz powiesił na haku przystosowanym do tych celów. Niezapisane kartki i wieczne pióro położył obok pustej jeszcze popielniczki i rozejrzał się za obsługą lokalu, która pojawiła się natychmiast, gotowa obiecać, a potem spełnić każdą jego prośbę, nawet gdyby to była chęć napicia się czarnej kawy.
Obsługa tej kawiarni nie rzucała słów na wiatr, to co obiecała, spełniała rzetelnie. Kawa czarna, bez mleczka i cukru zjawiła się niebawem, smaczna, pachnąca kapitalizmem, wywarna.
Przesunął kawę na lewą stronę, by udostępnić sobie miejsce na kartki, jeszcze białe, martwe, na pióro wieczne pełne niebiusienkiego atramentu - wywaru z kałamarnic Pacyfiku, firmy Pelikan.
Zadaję sobie pytanie, o czym on będzie pisał i mniemam, że targają nim wątpliwości, czy naświetlić swój żal do Wośka, napisać podanie o pracę w pełnej powabności miejscowej masarni, dokładnie opisać zamek błyskawiczny u spodni Wojciecha, obalić teorię kwantów, naszkicować propozycję nowej ustawy sejmowej odnośnie wakacji, donos na sąsiada z sąsiadką, artykuł o dowolnym temacie do miejscowego dziennika, opowiadanie o sympatii jaką karły darzą zmrok, który zapada wcześniej podczas trwającej zimy, czy opisać cokolwiek.
Powoli potężniała burza jednego mózgu i w momencie gdy jego pióro rozpoczęło bieg po pustej kartce osiągnęło punkt kulminacyjny.
Huknęło, ryknęło, personel kelnerczy płci pięknej odrzuciło i wgniotło w ścianę, a potem wyniosło wysoko w górę.
Kawy czarne i lemoniady miotało wielkimi kropliskami pod sufitem razem z kilkoma petentami kawiarnianymi.
On trzymał się lewą ręką stolika, by nie odfrunąć z innymi i pisał, pisał, pisał.
Atrament szkarłatny gotował mu się w tłoczku piórowym i parą swą niebieską wypełniał atmosferę, by wydobyć się z otwartych gwałtownie okien.
Tak jak rozpoczął, tak przerwał pisanie.
Kelnerki wraz z kawiarnianami pospadały z hukiem na podłogę. Biedaków przykrył deszcz lemoniad, kaw czarnych i koktajli na bazie malibu. Okna, wraz muslinnymi firankami wróciły na swoje miejsce i znieruchomiały. On nie zauważywszy niczego szczególnego zakręcił wieczne pióro, złożył zapisane kartki, odliczył drobne pieniądze za wyśmienitą kawę, podał je zbolałej kelnerce i nonszalanckim krokiem opuścił kawiarnię.
Minie jeszcze kilka dni, zanim dowiemy się o czym pisał, lub do kogo. Może Wosiek będzie chodził ze zmienioną twarzą, lub zobaczymy go w masarnianym fartuchu z masarnianą uroczą czapeczką. Może Wojtek będzie wszystkim pokazywał instrukcje używania zamka błyskawicznego u spodni, albo usłyszymy w telewizorach o nowej teorii kwantów. Może sejm ogłosi ustawę o wakacjach, lub sąsiad z sąsiadką znajdą się za kratkami, albo poznamy zadowolone karły podczas zmierzchu zimowego.
Poczekamy, zobaczymy, jeszcze tylko kilka dni...