Opowiadania:
Czech dziarsko trzymał kielnię.
Dłonie mocne i sękate jak liny budowlane. Kielnia pracuje szybko i rytmicznie.
Wzrok uroczysty, kielniany, postępowy.
Nie ma lipy, - tu przecież wapno, cement, wola człowieka i jasno określone
zadania. Brawo Czechu, brawo, dalej...
Rus dźwigał wszystko co najcięższe, wapiennych cementów wielkie ilości,
całe dostawy. Dźwigał krajobrazy do horyzontu, spojrzenia w jutro nas wszystkich.
Ten silny Rus niezłomny - miedwied. Pieśń na jego ustach to tak jakby ktoś
nam serce wyrwał i wkładał z powrotem jakieś lepsze, lżejsze. Hej! Kłaniały
się tej pieśni drzewa i krzaki. Hej, określały drogę nam maluczkim i ciemnym.
Brawo Ruchu, brawo dalej...
Lech biały jak piwo z rejonu wielkopolski, jasny on jak łany zbóż. Podawał
cegłę za cegłą, za cegłą cegłę, szybko w rytmie Czecha i pieśni Rusa, do
zmierzchu, do nocy.
Brudni są, betonni, zmywają już pył wapienny. Razem i razem rytmicznie i szybko, bo prysznic wyzwala w nich ducha postępu, zziajani, spoceni i czyści i wodni. Ostatnie krople spadają im z długich rzęs.
Do jutra, musicie skończyć ten gmach. Czekają was dalsze zadania. Do jutra, dobranoc wam chłopcy.