Opowiadania:

Wiktorze została mi połowa kartki, tylko połowa i kurczy się moje miejsce w zapisywaniu. Kończy się zeszyt. Mam więc niewiele miejsca gdzie mógłbym opisać ci mój dzisiejszy dzień jak ci obiecałem podczas karmazynowego festynu wiosną bieżącego roku. W tym niezapomnianym dniu omdleliśmy, a za chwilę zamarliśmy, chyba odwrotnie - najpierw zamarliśmy, a potem omdleliśmy na widok wiosny, która poczyniła wszelkie starania, by tak właśnie się stało. Zarówno barwa, zapach, dźwięki, kolory, smaki, dotyki, wizażność tak były szczególne i festiwalowo dobitne, oraz w swoim założeniu karmazynowe, iż nie dziwota, że pobratymcy musieli nas oblać wodą i bijąc energicznie po policzkach ocucać. Rzekłeś wtedy: Ogromny dzień! A dzisiaj? Na pewno zapytasz, dzisiaj sąsiadka zgubiła pokarm. Członek ochotniczej straży pożarnej pomylił mnie ze swoim szwagrem i całując z dubeltówki obślinił okrutnie. Ktoś w pracy ukradł z mi z szuflady grzebień, a kot Macieja zwariował i odwieźli go do szpitala. Będę chyba musiał wyrwać ząb trzonowy bo boli. Całuje cię i do zobaczenia na następnym festiwalu.