Opowiadania:

Wytargałem sobie uszy w pierwszej kolejności by poznać wagę kary jaką zamierzałem wykonać na Janku, synu Jana z Janowa.
Mieszkam też w Janowie, więc dla wymierzenia kary nie musiałem się zbytnio oddalać od naszego miasta.
Własne uszy targałem w sposób solidny, jako że lubię dobrą robotę. Targałem więc je aż do samego lunchu, aż ich wymiar, kolor i wielkość zadowoliły mnie, a odczucia subiektywne, które umiejscowiły się w ichnich okolicach, uznałem za właściwe.
Janek, syn Jana z Janowa mógł więc liczyć na słuszny i sprawiedliwy wymiar kary, która czekała go już niebawem.
Jakiś czas po lunchu, gdy moje odczucia subiektywne dały znać, iż oczekiwany wymiar bólu osiągnął taki stan, iż mogłem ubrać płaszcz i zawiązać buty, oraz zdecydować się na opuszczenie mego mieszkania. Wyszedłem z domu. Udałem się na janowski rynek w poszukiwaniu Janka, syna Jana z Janowa, żeby wymierzyć mu należytą i słuszną karę.

Płaszcz rozpięty, zawiązane buty, groźny wzrok krzaczasty, dłonie mocno splecione, wiszące, czerwone, ciężkie, w miarę bolące uszy. Kroczę w stronę rynku janowskiego po kocich łbach, aż dudni.
- Janek syn Jana, Janek syn Jana, Janek syn Jana, Janek, Janek.
Pusty rynek, Janka ni ma.
- Uciekaj Janku, uciekaj niebogo, umykaj do innego miasta, umykaj jako Jakub z Zamościa i trzymaj się Jakubie z dala ode mnie, Jakubie w czapce na nowo urodzony.

Dziś już jestem spokojniejszy, tylko wczoraj tak z nerw wyszłem.