Opowiadania:

Pan Pot Poliplot, mieszkał w Kłodzku, ale to nie ma najmniejszego znaczenia w mej opowieści, poza jednym, pan Pot Poliplot namiętny palacz papierosów krajowych.
Otóż Pot zwołał zebranie w Miejskiej Przychodni Zaopatrzenia i Podtrzymywania Zdrowia wypełnionej szacownymi doktorami ze słuchawkami w uszach i pielęgniarkami z dłońmi pełnymi zdrowonośnych strzykawek, by w każdej chwili wbijać je gdzie tylko popadnie, i leczyć poszczególne organy, lub też całości osobnicze.
Zebranie Pota Poliplota dotyczyło słuszności podjęcia decyzji palenia papierosów nad niepaleniem.
Ustawiono drewniane wysłużone krzesełka w tak zwanym ordnungu, jak mawiał palacz kotłowy, człek starej daty pamiętający dawne dziwne czasy.
Pan Jan Pieck von Koks, dzisiaj po prostu pan Jasio piorunujące wrażenie na zebranych swą urodą człowieka na którego obliczu malowały się pokolenia feldmarszałków, baronów i szlachty wywodzącej się z dalekiej Wuttenbergii. Natomiast jako członek bractwa zakonnego szpitalników najął się do Miejskiej Przychodni Zaopatrzenia i Podtrzymywania Zdrowia. Palacz, pan Jasio robił bardzo pozytywne wrażenie na zebranych, z powodu palactwa, urody będącej wynikiem niebanalnego pochodzenia i przywiązania do ordnungu.
Uczestnicy pogadanki rozsiedli się niewygodnie na wytartych, drewnianych krzesłach i natychmiast uniósł się poszumek, pogwarek, kaszlnięcia, kichnięcia jak to zwykle bywa przed rozpoczęciem prelekcji, lub koncertu Brahmsa w Filharmonii Kłodzkiej.
Wszedł doktor nauk medycznych wnosząc organy osobników palących kiedyś papierosy i abstynentów nikotynowych. Zebrani z obrzydzeniem spoglądali na czerwono - różowe kawały mięcha abstynentów podobne do takich po jakie ustawiali się musowo na miejskim targowisku w jatce pani Zosi.
Natomiast organy palaczy wzbudzały duże zainteresowanie i podziw swym kolorem przypominającym cenne mumie egipskie, wywołujące tęsknoty dalekich podróży do kraju faraonów, wielbłądów i całorocznego ciepła.
Podniosły się głosy.
- Wynieść to mięsiwo, to nieludzkie i niehumanitarne szastać tak niezidentyfikowanymi kawałkami czegoś, co kiedyś pewno żyło, natomiast te brązowe kawałki w kolorze wiekowych dębów, które są chlubną naszego regionu, te szarości faraonów jako rekwizyty dorobku historii ludzkości, te fiolety które wymyśliły teorię kwantów, ale też nagięły przestrzeń nieskończoności w okręg skończoności i znalazły punkt wyjściowy, który połączyły z punktem końca nieskończoności, zanieśmy delikatnie do izby pamięci Miejskiej Przychodni Zaopatrzenia i Podtrzymywania Zdrowia.
- Część ich pamięci - wstał wąsaty generał powstania kłodzkiego i zasalutował.
Sala wstała , szurnęły krzesła, zaburzył się nieco ordnung pan Jasia.
- Część ich pamięci - uniósł się pomruk po sali i zawisł bezgłośnie pod sufitem.
Uczestnicy pogadanki siedli grzecznie na swych krzesłach, tylko biedny pan Jasio posmutniał, że głowy uczestników mijają się jak w szachownicy i został zaburzony tak precyzyjnie stworzony ordnung.
Doktor nauk medycznych wyjął paczkę papierosów Klubowych, pudełko zapałek, których użył do zapalenia papierosa i chciał dymem zachęcić i rozdyskutować uczestników posiedzenia.
Emerytowany księgarz, archiwista kłodzki, jeden z wielu słuchaczy odczytał gest doktora jako zezwalający zrealizowania sobie kilku dymków, bo zaczęło go już powoli ssać w dołku. Zakłębiło się w sali od dymu, gdyż przyłączyli się do nich Dendol wraz z Dendolową.
Dym przysłonił doktora, słuchaczy i krzywo ustawione krzesła, pana Jasia, oraz naukowe eksponaty i przez otwarte okna zaczął sączyć się na drogę przynależną do Miejskiej Przychodni Zaopatrzenia i Podtrzymywania Zdrowia.
W tym właśnie momencie do uszu słuchaczy pogadanki o decyzjach palenia papierosów nad niepaleniem dobiegła wesoła pieśń drużyny harcerskiej, która podążała szlakiem wyzwolenia, od Lisewa do Zakola przez Kłodzko.
Płonie ognisko w lesie
wiatr smętną piosnkę niesie
przy ogniu zaś drużyna
gawędę rozpoczyna
Czuj czuj czuwaj
Czuj czuj czuwaj
Gawędę rozpoczyna.
Harcerze zauważywszy dym i spragnieni kontynuować swą pieśń przy ognisku skręcili do przychodni gdzie znaleźli się w zadymionej sali. Siedli w kucki naprzeciwko uczestników spotkania, ustawili swe usta w trąbki i...
Czuj czuj czuwaj
Czuj czuj czuwaj
Gawędę rozpoczyna.
Pierwsi wyjęli paczki papierosów nadharcmistrz Włodzio wraz z podharcmistrzem Bodziem, gdyż wiadomo iż każdy z harcerzy ma ukryte papierosy pod kompasem. Wraz z pod i nad harcerzami rozpaliła się cała drużyna puszczając zgrabne skałcze kółeczka w takt otwierania ust...
Czuj czuj czuwaj
Czuj czuj czuwaj
Gawędę rozpoczyna.
Śpiewała cała sala wraz z księgarzem archiwistą kłodzkim, państwem Dendol, palaczem Jasiem, doktorem nauk medycznych, oraz z pielęgniarkami które zamieniły życiodajne strzykawki na Klubowe, Westy, Piasty, Sobieskie. Śpiewały brunatne, brązowe, szare i fioletowe organy, które wypuszczały kłęby dymu zmagazynowane w swych archiwach.
Tylko czerwone i różowe części ciała wycofały się cichaczem, gdyż uważały, iż pozostawanie w tej sali byłoby nietaktem z ich strony.
Dym unosił się nad całym Kłodzkiem, jako że palactwo opanowało dalsze tereny niż Miejska Przychodnia Zaopatrzenia i Podtrzymywania Zdrowia. Okolicę opanował dym i totalny chór, gęsty śpiew tysiąca ust jaki znamy z przymusowych akademii...
Płonie ognisko w lesie
wiatr smętną piosnkę niesie
przy ogniu zaś drużyna
gawędę rozpoczyna
Czuj czuj czuwaj
Czuj czuj czuwaj
Gawędę rozpoczyna.