Opowiadania:

Punkt widzenia jest to punkt, który obierze sobie strzelec wyborowy, lub strzelec pospolity, punkt w który trzeba trafić nabojem wystrzelonym z lufy, a póki nie nastąpi huk i nabój nie opuści lufy jest tylko punktem widzenia.
Każdy strzelec ma inny punkt widzenia, wysnuwa inne wnioski, inne podejmuje decyzje, bo co człowiek to jakoś mu inaczej się we łbie kołacze.
Były szkoły, trendy, doktryny polityczne uczące tych samych punktów widzenia i strzelcy różnych narodowości, ramię w ramię, w obronie słusznej i jedynej sprawy, która ich jednoczyła, z góry wiedzieli gdzie trafić, jak ubić, ale to już historia którą czasem przypomina mi Ryś Maca. Dziś każdy człowiek z karabinem, tym bardziej strzelec ma własny punkt widzenia i przewidywania. Ryś Maca udowodnił - przewrotny typek -, a udowadniał na strzelnicy miejskiej i chwalba mu za to, bo nie chciał żeby moje opowiadanie potoczyło się w sposób okrutny, określaniem punktów widzenia, poprawianiem pomyłek, rozsmakowywaniem się niemilknącym hukiem, trzaskiem repetowanych karabinów, zapachem prochu i krwi, jękiem ranionych, głuchym odgłosem bezwładnie upadających ciał, płaczem sierot, hałasem zbijanym trumien i szurgotem łopat kopiących groby. Przewrotny typek ten Ryś.
Pan Maca stanął na strzelnicy miejskiej, wziął się pod boki, przekrzywił głowę na jedną stronę, na drugą stronę, punktem na którym zawiesił wzrok był róża w kolorze chabrowym, trochę wyblakła od słońca i stercząca w lufce od papierosa. Róża przeznaczona była do odstrzału przez miejscowych junaków i towarzyszące im rozchichotane dziewoje. Pan Ryś przesunął wzrok na inny punkt, w stronę pięknego chabru z bibułki w różowym kolorze, na kaczkę jednonogą, na misia bez uszu. Wszystko to majestatycznie sterczało na tle wypolerowanej blachy. Blacha miała w dawnych czasach za zadanie odbijać pociski, które raziły strzelających rykoszetem. Z punktu widzenia pana Rysia róża winna być różowa, chaber chabrowy, misie i ich kuzynowie niedźwiedzie powinny mieć uszy, no bo jak bez uszu, a kaczki na jednej nodze nie znajdą konsumenta, bo nie dotrą do niego. Nawet pan Ryś Maca zamierzał tę sprawę przedyskutować z kierownikiem strzelnicy, ale ten pokazał mu język, czyli zakończył kwestię, gdyż miał własny punkt widzenia.
Pan Ryś Maca jest mądrym człowiekiem, chciałby ubrać nas w takie same garnitury i serwować te same zupy, nakazać chodzenia po tych samych ulicach, rodzić jedną płeć i mieć wspólną czapkę. Spytał mnie dlaczego zacząłem opowiadanie od strzelców. Bez dłuższego namysłu odpowiedziałem mu, że Strzelce Opolskie są u mnie zawsze na końcu języka, gdyż jestem z nimi związany umowami strzeleckimi, które zawarliśmy w Opolu. Pan Ryś Maca nie zadawał już więcej pytań, gdyż miał własny punkt widzenia całej tej kwestii, chciałby go rozszerzyć na nas wszystkich i uważa, że jest to po prostu tylko kwestią czasu.