Opowiadania:
Na moście zwodzonym, zwodzonym
od dłuższego czasu, iż nastąpi na nim spotkanie mieszkańców dwu osiedli
wielkopłytowych, oddzielonych od siebie rwąca rzeką miejską i połączonych
mostem, na to spotkanie oczekiwał od dłuższego czasu, a zwodzony był niejednokrotnie,
zarówno przez władze osiedlowe, osiedla im. Radosny Beton, jak i również
Zarząd Spółdzielni Mieszkaniowej Idzie Nowe. Zwodzono go i zwodzono oraz
zwodzono i jeszcze raz zwodzono przy pomocy dwóch nieodpowiedzialnych zarządów.
Most wreszcie doczekał się, iż w czwartek przestanie być mostem zwodzonym,
gdyż prezes zarządu osiedla Idzie Nowe, pan Metr Osiem, wraz z wyższym od
niego panem Pre Zezwiecznym, również prezesem osiedla wielkopłytowego, postanowili
spotkać się na owym moście w czwartek, wraz z całym zarządem i mieszkańcami
płyt mieszkalnych, co oznajmili mostowi w środę, trzy na czwartą. Most szalał
z radości, aż modre fale miejskiej rzeki zaniepokojone owym szałem doniosły
odpowiednim czynnikom, iż w ich obrębie, czyli obok fal, odbywa się niebezpieczny
szał, szał nad szały, czyli zespół bawoli, jak kto woli. Modre fale nie
lubiły mostu, gdyż on przez wieczne zwodzenie, przez oczekiwanie, stał się
drażliwy, kłótliwy, oraz niezmiernie tkliwy, co było modrym miejskim falom
nie na rękę. Most szalał, a panowie prezesi szykowali krawaty i skórzane
buty, by wystąpić godnie wśród czeredy mieszkańców podczas długo oczekiwanego
spotkania na moście, który był do czwartku zwodzony, a zwodzony prawie co
dnia. Ja też szykuję się na czwartek, bo jestem mieszkańcem osiedla wielkopłytowego
Radosny Beton, osiągnięcia tęgich umysłów konstruktorskich, geniuszu architektów
i urbanistów. Mieszkam na ulicy Myszatej Pięć Ce, pod numerem Czterdzieści
Dwa, w kawalerce ćwierćizbowej, z loggią, ustrojoną trzema pelargoniami.
Noszę na co dzień krawat z bławatu, spodnie do przodu, oraz czapkę, wiecznie
nadzianą na łysą, ale precyzyjnie umytą głowę.Jestm i mieszkam, więc myślę,
a myśl mi podpowiada, że w czwartek oddam swój głos prezesowi Pre Zezwiecznemu,
bo dawno się o niego dopominał, a na prezesa Metr Osiem spojrzę tak koźlo,
żeby mu uszy zwiędły. Nogi ustawię na moście mocno, lub stanę na nim na
rękach, albo położę się wzdłuż, by czuł i wiedział, ze tu i teraz, że wszystko
jest ważne. Ważni są prezesi, ważni mieszkańcy osiedli, ważny jest czwartek,
ale najważniejszy jest most wolny od dylematów i rozterek nierozwiązanych.
Czwartek jest wielkim jego dniem, więc i moim.
Oj rogato i maślano, oj, oj, tak jakoś chyba lepiej będzie, gdyż wstąpił
we mnie miech, którym mogę dmuchać ile dusza zapragnie. W piątek udam się
do mostu na pogawędkę i będziemy dmuchać ile dusza zapragnie, a prezes Metr
Osiem? Prezesi i ich mieszkańcy.., niech sobie rądożą.