Opowiadania:
Trzej przyjaciele, Jaś zwany Janem, Agreścik z Krzaka oraz Darczyńca z Kamieńca
wybrali się pieszo w Tatry, największe góry skaliste, jakie są uwidocznione
na mapie Polski, dostępnej w każdej narożnej księgarni. Jaś załadował do
plecaka prowiant górski i skalisty zarazem. Załadował prowiant, który na
czubku skały ojczystej miał wypełnić zgłodniałe brzuszki trójki przyjaciół.
Prowiant, który solidarnie byłby rozpuszczany osobniczymi kwasami brzuchowymi
podczas stąpania z gór w dół ojczyzny.
Agreścik przysposobił się w trójosbniczą ciupagę, która miała stąpać w górę
i pomagać trójce przyjaciół w pokonywaniu skał ustawionych do góry, bronić
przed kozicami wszystkojadalnymi, borsukami skalistymi, niedźwiedziami uzbrojonymi
w sierść, oraz przed przylaszczką górską, zwaną cwaniaczką przylaszczą.
Darczyńca z Kamieńca badał wzrokiem i uchem minerały, by wybrać kierunek
najwartościowszej drogi z możliwych, a podobno takich jest niewiele w naszych
dostojnych Tatrach. Idą, idą, kroki mnożą o własne nogi i jeno co ciupaga
Agreścikowa przystukuje, dodając sił i ochoty tym trzem piechurom.
Pierwszy kroczy Darczyńca, by znaleźć drogę w połaci skalnej. Bada minerały,
odmierza ich chemię i fizykę, by na prędce rozwiązać problema naukowe w
formie kierunku marszu. Rozwiązuje, kieruje.
Idą w górę trzej przyjaciele najwłaściwszym szlakiem sprawdzonym chemicznie
i fizycznie, pod względem chemii i fizyki, według najlepszych wzorów rozwiązywanych
naprędce przez dzielnego piechura Darczyńcę z Kamieńca.
Dalej Agreścik z Krzaka pokrzykuje na ciupagę, by mnożyła i prężyła kroki
tych trzech przyjaciół, taterników, entuzjastów wycieczek ojczystymi skałami,
wycieczek dół, góra, góra, dół. Ciupaga napina każdy krok, mnoży z sześciu
do dwudziestu nóg, dodaje, wyprzedza, okrąża, ciupaży, uparcie ciupaży tej
trójce o dwudziestu nogach.
Trójpochód zamyka Jaś zwany Janem z kawałkiem trójwitaminowego chleba, jako
prowiant na zgłodniałe brzuchy, oczekujące na szczycie krajowej skały zwanej
Tatrą.
Wśród zgiełku i natłoku pieszego, wśród pomruków taterniczych i przyjaznych
mlaskań, postuku ciupagi o nogę, o skałę, wśród wzorów chemicznych i porównań
fizycznych, nasza dzielna trójka dociera na szczyt skały krajowej, zwanej
Tatrą.
- Otom są!- wykrzyknął Darczyńca z Kamieńca. Zawodowo spojrzał na pozostałych,
potem w dół ojczyzny, aż mu się w głowie zakręciło.
Siedli na kamyczku górskim i posiliwszy osobiste brzuchy i ich kwasy kęsami
trójwitaminowego chleba, odłożywszy ciupagę tak pomocną w pokonywaniu Tatry,
spojrzeli przed siebie na bezkres i zakres skał, ułożonych w łańcuchy na
babiej skórze. Spojrzeli majestatycznie, patetycznie i radośnie. Patrzyli
w lewo, patrzyli w prawo, patrzyli przed siebie, aż spojrzeli we własne
głębiny, bogate w ludzkie mądrości i wypełnione posadem.
Siedzieli, patrzyli w siebie i w siebie i cytowali wersety Owidiusza, a
echo gór im odpowiadało, z kudłatym niedźwiedziem na czele.
Cytowali, aż zmierzch zapadł zupełny.