Opowiadania:

Krasnoludek odludek, z imienia i nazwiska Krasnal Odlud, mieszkał z dala od ludzkich oczu, uszu, ust i wszelkiego dobra, które wytwarza ta ludzkość. Odlud zamieszkiwał w podszytych lasach i kniejach, gdzie dochodzi tylko promień słoneczny, kropla deszczu, jeden wiatr i fragment mgły bagiennej. Siedlisko krasnala oddalało się do ludzi i ich poczynań, coraz to dalej i dalej, oddalało się na prośbę i żądanie Odluda. Biała broda przybliżała mu się do twarzy coraz to bardziej z dnia na dzień, z miesiąca w miesiąc, z roku w rok. Odlud bielał i wydawałoby się że tej bieli już nie starczy, ale z roku w rok okazywało się że biel jest kolorem niewyczerpalnym i również osiadłym z dla od ludzkich kryjówek.
Lipca pięknego, goniąc za uciekającą borówką natknąłem się pośrodku leśnej pustelni na Krasnala Odluda, który wspominając lata dawnej, dawnej młodości stał pod leśną gruszą wprost wyprężony, niezmiernie biały i wyciągniętą dłonią przemawiał do bawołów bagiennych, liści drzewnych i iglastych oraz do zająca na przekór leśnego i do żmii wielofunkcyjnej.
- Potrzeba nam coraz więcej stali. Stal to maszyny dla przemysłu i rolnictwa. W hucie imienia Marcelego Nowotki trwa walka o skrócenie stopów w piecach martenowskich. Współzawodnictwo zainicjował Piotruś. Wytop trwał siedem godzin, siedem godzin. Potrzeba nam coraz więcej stali. Stal to nowe budownictwo dla ludu pracującego. Stal to środki transportu dla klasy robotniczej. Stal to okręty, które poniosą w świat powiew nowych idei. Stal to traktory, które zorzą pola odebrane obszarnikom. A warkotem traktorów zagłuszymy wrzawę podżegaczy wojennych. Słuchałem i czekałem taktownie zachowując ciszę boru, czekałem, aż Odlud dokończy donośną przemowę, a stałem pod wiekowym trzosem, którego liście muskały mnie swym leśnym kwiatowstwem i słuchałem żarliwych słów krasnala, który odludził się do tych kniei przed kilkudziesięciu laty.
Odlud dokończył swą mowę. Czas jakiś bił brawo leśnym ondołom, bawołom bagiennym znanym kniejom pod nazwą b.b,. liściom drzewnym i iglasty, zającom naprzekórleśnym oraz żmijom wielofunkcyjnym. Bił brawo rytmicznie i długo, patrząc dumnie w międzygałęźność. Bił brawo, bił brawo, bił brawo, a gdy skończyły się również brawa leśnych ostranów miałem ochotę rzucić wiązankę goździków krajowych i podać mu w ramiona chłopca lub dziewczynkę, młode pokolenie klasy robotniczej. Póki co powstałem by zaśpiewać pieśń na stojąco, bo we mnie taki ostęż że nie strzymam.
Wyciągnijmy dekretem prezydenckim Krasnala Odluda z kniei, by nam uświadomił co się je i z czym się je, bo jak na razie w stołówkach głucho i są niedoinwestowanie oraz brudne od sztywnych naczyń i poczyń.