Opowiadania:

Na skraju miasteczka stał sobie Krzysio zwany Wielogłowym, nazwany tak z powodu kilku głów które wyrastały spod marynarki, a każda zaopatrzona była w osobny kołnierzyk przy koszuli krzysiowej. Stał sobie Krzysio, głowami kręcił, każdą z osobna, to w stronę rynku, to na witrynę sklepu kolonialnego, to oglądał pana Tadzia czy rzeczywiście schudł. Tylko jedna głowa sterczała pionowo, nieruchoma, stawienna. Najmądrzejsza z pozostałych, bo co chwilę wymyślała inną matematykę, a w tym momencie na pewno kolejną wraz z nowym równaniem liczbowym z dodatkiem cyfr matematycznych. Krzysio Wielogłowy zapisał to równanie na drobnej karteczce wyjętej na prędce z pomiętej kieszeni marynarki. Krzysio nie mógł się skupić pisząc te ważne i odkrywcze cyfry ustawione w najlogiczniejszym zestawieniu, jaki udało się tej głowie dziś wymyśleć, bo druga niecierpliwie nakazywała opuszczenie skraju miasteczka by udać się na rynek miejski do restauracji "Jedyna" żeby tęgo umoczyć mordę. Trzecia chciała siusiu i to dość intensywnie, tak bardzo, że nawet tu i teraz. Czwarta musiała odwiedzić Pompka, kolegę z wojska, a na dzisiaj tęgiego blondyna. Piąta niczego nie chciała, gdyż jej nie było od czterech lat, bo zajął się nią gorliwie kat za kradzież mleka ze spółdzielni mleczarskiej. Po piątej została tylko dobrze zrośnięta blizna w kołnierzyku zawsze świeżutko wyprasowanym przez Jadzię. Szósta głowa śpiewała pieśń rzewną tak rzewną że nie wiem co. Tak tęskną aż pozostałe pełne swych pragnień i obliczeń płakały na cały skraj miasteczka. Wielogłowy pozostał na peryferiach swego miasta śpiewający i pełen łez. No bo jak, no bo co tu począć, w którą stronę się udać. Biedny Krzysio, pozostanie mu tak pozostać na tym skraju miasta i tu umrzeć i tu pochować się, złożywszy wiązankę miejskich kwiatów.