Opowiadania:

Stałem oparty o balustradę wpijając w nią moje tłuste paluchy żeby się nie wywrócić gdyż wiał południowy wiaterek. Stałem tak wpatrzony w wylot ulicy, kiwany tym wiatrem , to w lewo, to w prawo, do przodu, do tyłu i wypatrywałem znanej mi od dawna całkiem fikuśnej sylwetki Anny Genowefy Z.
O godzinie piętnastej trzydzieści z końcówką kilku minut pchana wiatrem wprost w moje ramiona zbliżała się wreszcie Anna dwojga imion.
- Dlaczego tak późno? spytałem uprzejmie, gdyż natura moja zawsze, na każdym kroku kazała zachowywać się tak, a nie inaczej.
- Wiaterek był zbyt słaby i wiejący trochę w stronę południa, co nie bardzo było mi na rękę i zakłócało mą podróż do Ciebie. Uśmiechnęła się fikuśnie.
- Anno dwojga imion, zmień kierunek wiatru swą malowniczą dłonią w stronę wschodu słońca, czyli kina "Olimp", bo spóźnimy się na film produkcji czeskiej, wyprodukowany na bazie fosforu..
- Już zmieniam. Rzekła Anna Genowefa Z. Powtórzyła. - Zapowiada się interesujący wieczór.