Przede
wszystkiem barłogi rozpostarły się, zobrazowały krajobraz nizinny. Niektóre
barłogi zajmowały rozczochrane bezwstydne staruchy. Gdzieniegdzie koty pozamykane
w wazonach czyniły wiele jazgotu. Tu i ówdzie krzyk zduszony zamknięty w
czołach wyżej wymienionych staruszek. Wiązanki kwiatów dygocące, zbolałe,
nienawykłe do tych sytuacji, oczekiwały zmian. Stanisław ryczał na całe
gardło, że odrzuca, że obali, że musi negocjować. Między barłogami stoły
skupiały się w liczne stada i zagrażały w okołości. Pojedyncze uszy i nosy,
wargi i inne, pełzały między barłogami dopełniając niepokojów przestrzeni.
Stałem z Jakubem oniemiały nie rozumiejąc tej nagłej sytuacji jaką zastałem
od rana. Jakub że bywał w Kurlandii, ze sceptycyzmem odnosił się do tego
co wokoło. Może ze zrozumieniem, znajomością biegu czasu i niespodzianek.
Uspokoiłem się przy Jakubie i zaufałem mu we wszystkiem.