Opowiadania:

- A było to tak - karp, nazwijmy go Karbem postanowił udać się na Wigilię do państwa O'Błoków jako jedno z głównym dań wigilijnych.
Karb podjął swą decyzje rozsądnie, jako że był wyjątkowo zorganizowany wewnętrznie. Postanowił iż do wigilii u państwa O' przygotuje się dużo wcześniej, już od początku miesiąca września. Karp zwany Karbem znakomicie i tłusto pożywiał się wbrew rozsądnym uwagom błotnych kardiologów i nenufarnych dietetyków.
- I co dalej Felku?
- Otóż od wczesnej jesieni, do zimy w kolorze białym Karb nie przeczytał żadnej książki, nie oglądnął w telewizji ani jednego odcinka z ulubionych programów o drugiej wojnie światowej, nie czytał Rzeczypospolitej, którą namiętnie wertował do tej pory. Nie robił nic innego, tylko żarł i żarł. Ze stawu zniknęły przylaszczki wodne, zawilce, ostoczniki, wądoły, oraz rodzina karasi, biednych uchodźców z Zamojszczyzny.
- Mój Boże i jak to się dalej potoczyło?
- W połowie miesiąca grudnia Karb zamówił Radio Taxi, gdyż na piechotę było mu już za ciężko ze względu na niebywałe zwały rybiego tłuszczu. Pani O' z panem O', wraz z O'Błociętami wycałowały go u progu swego domostwa. Karb wyslinił wszystkich powitalnie i od progu zaczął układać się na patelni.
- A potem, a potem było tak Karb nie zmieścił się na największej patelni w całości, tylko jedną połową, więc drugą połową zasiadł na miejscu dla wędrowca i śpiewał wspólne kolędy. Podczas dni świątecznych przeczytał kilka numerów Rzeczypospolitej, obejrzał w telewizji odcinek o spaleniu Reichstagu, oraz pozaczynał kilka książek.
Jakie były dalsze losy Karba trudno mi powiedzieć, gdyż plotce o rzekomym romansie Karba z panią O' Błok pan O'Błok szybko łeb ukręcił i stało się o nich cicho. Cóż, taka banalna historia wyjęta z życia, taka jedna z wielu.