Opowiadania:

Obsiadły mnie wróble, przykucnęły na ramionach, kapeluszu, kolanach tak gęsto, iż pomyślałbyś, że włożyłem dziś stary garnitur z gabardyny bawełnianej. Na nosie usadowił się Wronko, wróbel naczelny, by móc bliżej spojrzeć w moje oczy i zarządził w imieniu czeredki codziennego sponsoringu dokonywanego na tej właśnie ławce w parku, o określonej godzinie, z listy godzin dziennych.
Przystałem na żądania Wronka, mając świadomość, iż mogę tę codzienną akcję odpisać od podatku, po wnikliwych uzgodnieniach z moją księgową. Podpisaliśmy odpowiednią umowę w dwóch egzemplarzach, stuknęliśmy się kieliszkami wyborowej za pomyślność i przystąpiliśmy do realizacji sponsorowej. Sięgnąłem do mojej prawej kieszeni po drugie śniadanie, które przygotowała mi żona, a było po co sięgać, Jadziuchna przyrządziła kanapkę trójwymiarową - kromkamasło, pasztetowa, kromkamasło, a przygotowała ją swymi drobnymi nad wyraz paluszkami. Kromkę ująłem w dwie dłonie, zgniotłem, zgniotłem i utoczyłem zgrabną kulę chlebową, którą rozkruszyłem sprawiedliwie na mnogość. Wronko bacznie przyglądał się moim zabiegom i coś mozolnie notował na ptasiej karteczce. Garść okruchów odrzuciłem od siebie na odległość kilku stóp. Wróble z Wronkiem na czele opuściły mą osobę i rozpostarły popelinę bawełnianą na ścieżce, czyli rozpoczęła się zbiorowa konsumpcja. Biedne, drobne, nieświadome wróbelki, nie zdają sobie sprawy, że fiskus dopadnie je w pewnym momencie. Nawet taki Wronko, mimo że coś notował, cóż może wiedzieć o Urzędzie Finansowym, przepisach wykonawczych i samym życiu, przecież jest tylko wróblem i już. Pomyślałem sobie o tym, zarechotałem i zatarłem złośliwie dłonie.