Opowiadania:

Zakola i meandry naszej kochanej rzeki przez całe lata tworzyły rytmy miejscowych kujawiaków, wzajemne pohukiwania garncarzy, usypywanie kopczyków podczas wojen kozackich i przemożna wola samej rzeki, oraz jej tajemnica.

Rzeka nasza jest dziś tak pokręcona jak osobowość Jana Okonia, syna Janiny i Janego Okoniów.

Jan Okoń od najwcześniejszych lat swej barwnej młodości, która w czwartki była taka, o taka, a we wtorki okrągła jak piłka futbolowa miejscowego klubu piłkarskiego, w soboty znów namielna, jak chór zakładowy Zakładów Oczyszczania Mięsa. Każdego dnia Jan Okoń mienił się inną barwą i inny grymas miał na twarzy, czyli oblicze doraźnych przemian.

 Jan od najwcześniejszych lat swej barwnej młodości zwykł chadzać nad brzeg pokręconej rzeki na ryby, jako że łowienie ryb posiada tę dziwną magię, iż za każdym razem bywa diametralnie inne, co tu dużo mówić, zajęcie urozmaicone.

W dniu magicznej daty pierwszego maja znanej naszym ojcom i dziadom Jan Okoń na skraju rzeki złowił... nie, mylisz się mój drogi... złowił płoć. Zwykłą, srebrną, piórami trochę czerwoną na końcach. Jan przez długi czas patrzył na spokojne zwierzę śmiało spoglądające mu w oczy i na te czerwone płetwy służące rybom jako stery. Przypomniał sobie słowa ojca Janego Okonia

- Ogon czerwony, bo na nim robotnicza krew...

I wszystko zrozumiał, zarówno siebie, okolicę najbliższą, dalej, całą ojczyznę wraz z ukochaną rzeką. Spokój płoci, jasne spojrzenie pełne wiary w słuszność sprawy, prostota formy i elegancja, wszystko to zakończone delikatnym akcentem czerwieni.

 Zrozumiał, iż rację miała Sabina, obła komunistka i działaczka na szczeblu okręgu.

Ukochana rzeka nie została pokręcona przez rytmy kujawiaków, garncarzy, Kozaków, lecz przez ostatnie lata, na jego oczach, kiedy dorastał. Zrozumiał, iż dawniej była rzeką prostą, z wartkim nurtem, płynącą zdecydowanie w jednym kierunku. Zrozumiał zarówno swoje pokręcenie, jak i wielu mieszkańców  miasta, wykrzywionych, z rękoma wyrastającymi z pleców, głowami pod pachą, nogami zkierzanymi. Przez mgłę przypomniał sobie pomniki ludzi wyprostowanych i pojął, iż rzeka prostym wolnym od wstecznictwa nurtem wpadała wprost do morza, by nieść dalekim zacofanym krajom hasła postępu i jasność jutra.

Jan Okoń wpuścił płoć do wody. Rozprostował kości. Rozsmarował stawy i postanowił, iż od jutra weźmie łopatę, by naprawić rzekę. Zwoła wiec, zaklei dziury, ogarnie krajobraz, podeprze drzewa, zaceruje skarpetki, uzupełni deszczówkę, poprostuje gwoździe, nasmaruje maszynkę, zoperuje miejscowym zkierzane nogi.

I taka wstąpiła w niego ochota i entuzjazm, aż zaczął ocierać się gwałtownie o miejscową brzozę i sapał przy tym, sapał.

Słuchajcie moi drodzy znajomi, bo tylko z wami mam najbliższy kontakt, a do was, zwrócę się przez internet, jeżeli potrafię  włączyć komputer....

 Strzeżcie się Jana Okonia.