Udałem
się dentysty z powodu dokuczliwego bólu zęba. Rozsiadłem się wygodnie w
specjalistycznym fotelu, rozdziawiłem gębę i odezwałem się rzeczowo, rozdziawioną.
- Lecz , lub rwij...
Dentysta wsadził swą głowę w czeluść gębianą i rozejrzał się w lewo, spojrzał
w prawo, odwrócił głowę do góry, postukał młoteczkiem po zębach, poskrobał
skrobadełkiem, potem wyjął głowę z mego otworu gębowego, rozwartego w miarę
możliwości ścięgnowo- szczękowych, spojrzał mi głęboko w oczy i rzekł
- Konieczna ekstrakcja.
- Konieczna ekstra.... co?
- Trzeba rwać.
- Więc rwij dobry człowieku.
Dentysta ujął we włochate łapy szczypce ekstrakcyjne, wlazł do otworu rozwartego,
chwycił nimi chorego osobnika gębianego, natężył się okrutnie, tak, że włosy
na rękach stanęły mu dęba. Natężył się jeszcze mocniej, aż chory, bolący
ząb wysunął się z różowego kanału. Dentysta upadł na plecy i miał wiele
szczęścia, gdyż upadł na wilgotny, miękki język. Wstał, wylazł ze mnie i
trzymając w jednym ręku szczypce, w drugim bolącego zęba, pokazał mi go
przystawiając do mych oczu.
- O i już po bólu, tylko trochę mokro mi w plecy.
Spojrzałem na kawałek białej kości zwanej zębem i stwierdziłem, że ząb nie
jest mój. Niby wszystko zgadzało się. Bolący zębodół, dentysta niczego innego
nie brał do ręki po wyjściu z jamy gębowej, a ząb nie był mój i już. Zrobiłem
awanturę biednemu dentyście i nie zapłaciwszy należytej sumy wynikające
z cennika wywieszonego na korytarzu wyszedłem trzasnąwszy drzwiami.
Zastanawiasz się Józefie dlaczego ci to wszystko opowiadam, czego można
spodziewać się w podtekście tej historii. Sam nie wiem co o tym sądzić,
ale myślę że każdemu z nas podobna rzecz zdarza się raz w życiu. Tobie Józefie
też coś się przydarzy, na przykład napijesz się wódki na ławeczce miejskiego
parku z ufoludkiem.