Rudolf
Maria S. ze względu na nijakość zwany krasnalem bardzo martwił się o łysinę
powiększającą sąsiada.
Łysina
z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc, pokrywała coraz to nowe areały
do niedawna jeszcze uwłosionej czaszki i wymagała, mało, stawiała roszczenia
w stosunku do głowy, której to włosów już zaczęło nie starczać, więc powierzchnia
czaszki musiała rozrastać się do niebywałych rozmiarów, by wyłysieć w błyskawicznym
czasie. Głowa stawała się wielka, tak wielka, iż tułów podjął pracę zdawałoby
się nieludzką, by sprostać ogólnym proporcjom. Tułów rósł w opętańczym tempie
namawiając ręce z dłońmi, oraz nogi ze stopami i paznokciami, by dorównały
tempa.
Rudolf
Maria S. zwany krasnalem niepokoił się tym wszystkim nie na żarty, gdyż
zaczął obawiać się sąsiada, który zapowiadał się być nieprzeciętnym, a przede
wszystkim dużym i silnym olbrzymem. Ze względu na jego przewagę krasnal
musiałby oddawać mu cukierki, podlewać kwiaty i sprzątać jego mieszkanie.
Sąsiad czytałby jego listy w pierwszej kolejności.
Rudolf
zwany krasnalem z niepokojem spoglądał na ową łysinę coraz większą i w ślad
za tym stanem biologicznym drżał co ranek spoglądając przez wizjer jakie
to dzisiaj ujrzy rozmiary. Czy administracja mieszkania rozpoczęła już remont
i przebudowę klatki schodowej. Słuchał czy kroki już dudnią, czy już czas,
by czuć się tak maluczkim i zagrożonym jak krasnal, czy może jeszcze troszeczkę,
troszeczkę ma oddechu wczorajności
przynależnej takim jak Rudolf Maria S., Krzysztof Obdol, lub Mama
Kontra Mama, albo Oleńka i inni, ci wszyscy co stąpają spokojnie po ulicach
i jasno patrzą na słoneczny widnokrąg.