Wiekowa
baba z imienia i nazwiska Stara Nomenklatura przysiadła na ławeczce usytuowanej
blisko dworca kolejowego do którego podłączono siłę, czyli mocniejszą elektryczność,
po to, by pociągi mogły odjeżdżać trochę dalej od miasteczka, na przykład
do dalekiej Gdyni, czyli pradawnego portu, pamiętającego jeszcze czasy świętego
Eugeniusza Kwiatkowskiego, świętego, a zarazem inżyniera dusz ludzkich.
Stara Nomenklatura rozwinęła gazetę w której trzymała na głodną godzinę
kromkę chleba i zużytymi zębami rozpoczęła mielenie jej, by przedostać ją
do swego brzucha.
Nomenklatura żuła, żuła i bezmyślnie patrzyła przed siebie na ceglany budynek
nastawni. Miała krągłe kolana lekko przykryte starą kretonową sukienką i
czerwone dłonie którymi pchała kromkę chleba do otworu gębowego, okolonego
hormonalnym wąsikiem. Drapała się po siwych marnych włosach i wciąż patrzyła
na ceglaną nastawnię.
- Wystarczy przestawić tę wajchę, tę po prawo koło okna, a katastrofa gotowa
- zarechotała otworem gębowym, aż resztki okruszków wypadły z impetem, którymi
to zainteresowały się od razu miejscowe wróbelki, Jaśko i Wronko.
- Wystarczy jeden ruch, a całe to barachło zawalitsa.
Stara Nomenklatura obtarła wierzchem dłoni otwór gębowy. Resztki okruszków
posypały się obficie z hormonalnych wąsów ku uciesze Jaśka z Wronkiem i
ruszyła zdecydowanym krokiem w stronę nastawni, ale Bóg Dał że niedoszła,
bo zapomniała swych butów koło ławeczki, a bez butów trudno dojść gdziekolwiek.